ŚWIADECTWO  Z  IV  TYGODNIA ĆD

O. Janowi, mojemu duchowemu 
opiekunowi spotkań z Panem
                                                         

Czy mnie kochasz?

      Na IV Tydzień pojechałam z pragnieniem spędzenia czasu z Panem poza ,,wirem” codziennego życia. Stwardnienie rozsiane, które od kilku lat stało się moim nieodłącznym towarzyszem pielgrzymowania, nie ułatwia codzienności. Zaostrzenia choroby, pobyty w szpitalu, życie rodzinne, praca, bolesna przeszłość i … walka duchowa o trwanie w Panu. Głodna spotkań z Jezusem, pomimo deficytów fizycznych, samodzielnie dojechałam pociągiem z Białegostoku do Częstochowy.

   Od pierwszych dni Ćwiczeń radość i pokój wypełniały moje serce. Czułam się hojnie obdarowywana - łaską, czułością i doświadczaniem obecności Pana. Przeżyłam też takie spotkanie, które chciałabym jak najdłużej zachować i rozważać w sercu - J 21, 15-18.

        Był świt. Siedziałam z uczniami i Panem przy ognisku na niewielkim wzniesieniu. Moje ramię dotykało ramienia Jezusa, karmiłam się Jego ciepłem, bliskością, fakturą szaty. Ogarnęło mnie ogromne wzruszenie. Kiedy spojrzałam w lewą stronę, po której siedział Pan, zobaczyłam spokojne, duże jezioro. W oddali – pasmo gór i mgłę, snująca się nad linią brzegową. Wszyscy odpoczywali w ciszy. Na rozżarzonych węgłach piekła się ryba i chleb. Iskry i ogień wesoło unosiły się do góry, gałęzie - cicho trzaskały. Bawiłam się patykiem, poprawiałam odskakujące kawałki drewna, rysowałam na piasku.

        Pan patrzył w ognisko i piekł rybę. Czułam, że chce mnie o coś zapytać. Wszyscy milczeli, a ja spojrzałam na Jezusa. Serce zadrżało, zabiło szybciej, oddech przyspieszył. Pan patrzył na mnie z miłością, pięknymi, błyszczącymi oczami, których nie ma na żadnym obrazie. W ciszy połamał chleb, podał mi kawałek i zapytał oficjalnym tonem…

- Jadwigo, córko Stanisława, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?

      Po moim ciele przebiegł dreszcz. Myśli wolno zaczęły krążyć przy odpowiedzi. Zjadłam chleb rozumiejąc, dlaczego Jezus mi go podał – nakarmił mnie, a tym samym dodał siły i odwagi do stanięcia w prawdzie. Szczera, otwarta i… ogołocona szeptałam…

- Panie, znasz moje serce i każde jego uderzenie, znasz każdy mój oddech. Nie znam serc innych ludzi. Wiesz, że Ciebie kocham i kocham moją rodzinę, którą od Ciebie dostałam. Moje dzieci i mąż są największymi darami od Ciebie. Każdy dar dostałam w innym czasie i bardzo Ci dziękuję… Miłość do nich jest… inną miłością… niż miłość do Ciebie, to z miłości do Ciebie wyrasta miłość do nich.

Pan patrzył na mnie z ogromną czułością, jakby nie spodziewał się takiej odpowiedzi, jakby o niej nie wiedział. W Jego oczach widziałam wzruszenie i poruszenie.

- Paś baranki moje… Dobrze, to jest twoje miejsce pracy dla Mnie. Kochaj i bądź kochaną.

          Potem znowu połamał chleb. Lekki wiatr wiał od jeziora, trawa kołysała się, a ja w powietrzu wyczuwałam kolejne pytanie . Patrzyłam na jezioro.  Widok uspokajał niepokój o prawdę o mnie, prawdę o najgłębsze zakątki mojego serca. Jezus podał mi tym razem kawałek ryby.

- Czy kochasz mnie?

     W dłoni trzymałam jeszcze odrobinę chleba, którą dostałam wcześniej. Przejęta układaniem pierwszej odpowiedzi, nie dokończyłam jedzenia. Teraz miałam i chleb, i rybę. Znowu patrzyłam na dłoń Pana, nie miałam odwagi patrzeć w Jego oczy - bałam się powrotu do bolesnej, poranionej przeszłości, mającej nieustanny wpływ na teraźniejszość.

     Czułam ciepło, zapach Jezusa, wiedziałam, że chce abym ponownie głęboko zajrzała w swoje serce. Teraz przed oczami przepłynęły momenty, kiedy nie byłam wierna Panu i przykazaniom, sytuacje, w których nie opanowałam emocji… a miłość do Niego zepchnęłam  na ostatnie miejsce. Szczere i głębokie wyznanie prawdy o sobie wyciągnęłam jeszcze raz z głębin serca. Z żalem opowiedziałam wszystko, co zobaczyłam na projekcji filmowej przed oczami.

- Wiem Panie - kończyłam - że mam ,,zaprogramowane w sobie” rozwiązywanie problemów bez Twojej pomocy, wiem, że nie proszę o nią, bo w moim wachlarzu zakodowanych operacji nie ma takiej opcji, ani możliwości - one nie istnieją.  Od dzieciństwa z różnymi sytuacjami musiałam radzić sama… Nie umiem zawołać…, chociaż doświadczyłam, że mogę. Jezusie… nie dam rady… prosić… zaufać… i wierzyć…, że nie stanie się nic złego, a Ty… mnie wysłuchasz, nie przestaniesz… kochać, nie… odtrącisz. Mój lęk jest ogromny - blokuje wszystkie prośby. Posłałeś mnie do trudnej młodzieży, trudnych spraw i konfliktów, do zranień podobnych do moich. Znam to wszystko, wiem, jak to bardzo boli… a Ty wiesz, że moja praca różnie mi wychodzi i …nie wychodzi. Bez Ciebie nie poradzę sobie, nie mam siły.

Pełna smutku i zatroskania patrzyłam na Jezusa. On – rozradowany moją odpowiedzią i wyznaniem, wyszeptał czule :

- Paś owce moje. Nieś Mnie tam, gdzie nie znają Mnie. 

Nasze spojrzenia znowu się spotkały. Radość i miłość wypełniła moje serce. Pan patrzył na mnie tak, jakby strumieniem je wlewał. Szczęśliwa - trwałam w Nim. Pokój i niewyrażalna rozkosz zapanowały w duszy.

Po pewnym czasie Jezus ponownie odłamał kawałek chleba i podając mi, zapytał:               

- Czy kochasz mnie? 

Spokojnie zjadłam kawałek chleba. Zamyśliłam się i zajrzałam powtórnie do swojego serca.

- Panie, Ty wiesz, że kocham Cię tak, jak najlepiej potrafię. Znasz wszystkie moje słabości, przewinienia, grzechy, Ty wszystko wiesz, znasz mnie lepiej, niż ja sama siebie.

Pan znowu pokazał mi moją przeszłość. Tym razem wyświetlił inny film, film o tym, jak odpowiadałam miłością na Jego miłość, chociaż jej nie rozpoznawałam. Zobaczyłam wiele momentów, kiedy byłam Mu wierna i szłam za Nim… od dzieciństwa… od chwili przed Pierwszą Komunią Świętą ( bardzo chciałam być zagubioną owieczką, dla której On zostawia 99 innych, szuka, znajduje a później niesie na ramionach). Zobaczyłam, jak zakochałam się w Nim i nie mogłam uwierzyć, że On … kocha Mnie i chce dotykać Swoją obecnością, taką nędzną i marną istotę.

- Paś owce moje… Paś wszystkich wokół siebie. Pójdź za mną.      

Zasłuchałam się w słowa Pana. Nagle… znalazłam się nad jeziorem. Szłam za Jezusem brzegiem, boso, po miękkim piasku. On szedł kilka metrów przede mną. Widziałam Go i szłam za Nim. Na chwilę zatrzymałam się, żeby wstawić swoją lewą stopę w ślad Jego stopy wyciśniętej w piasku. W tym momencie… poczułam zimną wodę na swoich ramionach.  Jezus - nie wiem jak - oblał mnie. Niespodziewanie uniósł też falę - bardzo wysoko i zmoczył mnie całą.

- Panie… oblałeś mnie - zawołałam – jestem przemoczona, nie dam rady iść, mam SM.

Jezus natychmiast podniósł mnie… wtuliłam głowę w Jego ramię… ręce oplotłam wokół szyi, byłam sucha i… niesiona.  

     Panie… dziękuję za dar intymnego bycia z Tobą.  Proszę… niech to, co napisałam, będzie świadectwem naszego spotkania, świadectwem Twojej miłości do człowieka, niech będzie uwielbieniem Ciebie.    

                                                                                              Jadwiga Kułak

Częstochowa, 04.07.2016r.